Widziałem jak płynęli. Pióra wioseł błyskały bielą i czerwienią, dziób łodzi wcinał się w gładką jak szkło powierzchnię wody, a czterech wioślarzy prostowało grzbiety w tak idealnym rytmie, jakby byli palcami jednej ręki. Łódź płynęła lekko, elegancko, a jednocześnie piekielnie szybko. W tempie ostro pedałującego rowerzysty, jadącego wzdłuż brzegu. To było w czerwcu ubiegłego roku na jeziorze Malta w Poznaniu. Kiedy widownia wybuchła szałem radości, dotarło do mnie, że tych czterech pobiło przed chwilą rekord dwukilometrowego toru i jednocześnie rekord świata.

Teraz mam ich na wyciągnięcie ręki. Słyszę brzęk metalu, przyspieszone oddechy i stękania, widzę ich zaczerwienione od wysiłku twarze i powiększające się plamy potu na podkoszulkach – i ze zdziwieniem stwierdzam, że podobnie wygląda trening ciężarowca czy kulturysty. No tak, ale nie znam kulturysty, który po takim treningu byłby jeszcze skłonny do przebiegnięcia na nartach kilkunastu kilometrów w górzystym terenie. I to w takim tempie, żeby aż ciemniało w oczach, a nogi odmawiały posłuszeństwa.

Połowa stycznia, trzytygodniowe zgrupowanie w Szklarskiej Porębie. Wioślarze ćwiczą w ośrodku „Maraton”. Przed południem, trzy razy w tygodniu, siłownia. Po południu jeszcze godzina treningu specjalistycznego na trenażerach, umożliwiających wiosłowanie. Wiosłuje się tylko pół minuty, ale prawie na maksa. Potem przerwa 2,5 minuty i znowu tempówka. I tak 16 razy.

Dzień jak co dzień

Na siłowni jak zwykle: sztangielki i maszyny do ćwiczeń. Od kulturystów różni wioślarzy to, że nie stosują maksymalnych obciążeń. Ciężary są tak dobrane, aby można było wykonać nimi 10 powtórzeń w serii. Na każdym stanowisku wykonują 6-10 serii, stanowisk jest kilkanaście. Nic dziwnego, że po dwóch godzinach takiego treningu mogą wyżymać koszulki.

Ćwiczenia są proste, nie potrzeba żadnych wymyślnych urządzeń. Na przykład mięśnie nóg ćwiczą w taki sposób: do obu rąk biorą 10-kilogramowe sztan-gielki i wchodzą z nimi na wysoką [50 cm] ławę. Po dziesięć razy na każdą nogę, chwila oddechu i znowu to samo. Podciąganie na drążku – przyzwoita norma to dwadzieścia razy. Najlepsi podciągają się trzydzieści. A przecież każdy z nich waży ponad 90 kg! Leżąc na ławce (na brzuchu) podciągają 85-kilogramową sztangę do góry z takim impetem, że gryf głośno wali w spód ławki. Sześć razy w serii. I tak przez pół godziny. Tylko Konrad Wasielewski podciąga sztangę o 5 kg lżejszą.

 

Najlepsi wioślarze świata ciężko trenują na siłowni cz.2

Komentarze
Załaduj więcej podobnych artykułów
Załaduj więcej Redaktor
Załaduj więcej Dla siebie

Dodaj komentarz

Sprawdź też

Jak Znaleźć Godny Zaufania Serwis Elektronarzędzi

Gdy Twoje elektronarzędzia wymagają naprawy lub konserwacji, znajdowanie godnego zaufania …